2013/04/05

Spójrz w moje oczy, zabijasz mnie, zabijasz mnie




Mocno uderzając w drzwi próbuję zapanować nad drżeniem swojego ciała, niestety bezskutecznie. Po tym co przeczytałam w tym kolorowym pismaku nie mogłam tak po prostu przejść do porządku dziennego. Nie zważając na prośby i groźby Seleny wybiegłam z jej mieszkania, tylko po to, aby niespełna dwadzieścia minut później stać pod domem Williama. Nie mam pojęcia czy jest w środku, ale nie odejdę stąd dopóki z nim nie porozmawiam!
Otwieraj, Reid!
Wkładam całą swoją siłę w kolejne uderzenie i dopiero kiedy słyszę kroki po drugiej stronie zaprzestaję dobijania się do drzwi.
Priddy…
Wbrew moim oczekiwaniom w progu staje piękna blondynka. Jej lazurowe tęczówki otoczone pierzyną długich rzęs spoglądają na mnie z zaciekawieniem. Mój wzrok mimowolnie wędruje na jej lekko zaokrąglony brzuszek schowany w opinającej go koszulce.
- Tak?
Jej cichy szept wyrywa mnie z natłoku własnych myśli. Oddychając płytko odwzajemniam jej spojrzenie.
- Melinda, prawda? – widząc uśmiech na jej twarzy zaciskam mocniej pięści – Wejdź, proszę. Coś się stało?
Zachęcona przez kobietę, na miękkich jak z waty nogach, przekraczam próg ich wspólnego mieszkania… ich azylu… miłosnego gniazdka, w którym już od wejścia rozchodziły się zapachy miłości, pożądania i uczucia.
- Jest William? – słysząc swój głos przeraża mnie jego piskliwy oddźwięk – Muszę z nim porozmawiać.
- Niestety musiał wyjść, ale niedługo będzie. Ale zapraszam na ciasto. Wypijemy herbatę, zjemy coś słodkiego i porozmawiamy, a w tym czasie przyjdzie i Reid.
Tylko ja tak mogę na niego mówić. Zapewne gdyby nie fakt, że koniecznie muszę się skontaktować z siatkarzem nigdy nie przystałabym na propozycję Amy, jednak teraz nie widzę innego wyjścia. Niepewnie podążając za blondynką do kuchni nawet na chwile nie spuszczam z niej oka. Idąc przede mną kobieta trajkocząc coś radośnie pod nosem energicznie gestykuluje dłońmi. Wskazując jedno z krzeseł uśmiecha się do mnie zapewniając, że cieszy się z moich odwiedzin.
Gdybyś tylko wiedziała kim jestem.
Na mojej twarzy pojawia się grymas. Być może właśnie ja powinnam raz na zawsze zakończyć ten pseudo związek Priddiego? Może to właśnie teraz wszystko jest w moich rękach. Skoro William nie ma odwagi powiedzieć Amy prawdy, ja powiem to za niego. Być może kiedy blondynka dowie się o romansie narzeczonego pozwoli mu odejść i ułożyć sobie życie z kobietą, którą naprawdę kocha… ze mną…
- A co tam u Richiego? Dawno go nie widziałam, nadal u niego mieszkasz?
- Słucham? – delikatnie kiwając głową próbuję skupić się na słowach niebieskookiej piękności
- Pytałam się czy nadal mieszkasz u Richiego.
Blondynka stawia na stole ciasto i kładąc obok niego nóż do krojenia uśmiecha się uroczo w moim kierunku
- Nie, wyprowadziłam się od niego jakiś czas temu. – czym z pewnością nie zasmuciłam Richarda – Ale ja muszę ci coś powiedzieć, Amy.
- Tak? – opierając się plecami o kuchenną szafkę kobieta krzyżuje ręce na piersiach – Zamieniam się w słuch.
- Nie jestem znajomą Richiego. Na dobrą sprawę nic o nim nie wiem. Jestem…
- … koleją kurwą mojego narzeczonego. – kończy za mnie
Jestem tak zdziwiona jej słowami, że przez krótką chwile nie wiem co mam odpowiedzieć. Spoglądając na nią szeroko otwartymi oczami nie stać mnie na wypowiedzenie żadnego sensownego zdania.
- No co się tak na mnie patrzysz? – Amy już nie przypomina uroczej blondynki sprzed paru minut – Myślałaś, że jestem na tyle głupia, żeby się nie domyślić. Wiedziałam o was odkąd oboje zniknęliście na tym bankiecie. Potem spotkałam cię u Richa, a twoje kłamstwo tylko utwierdziło mnie w przekonaniu o waszym romansie. Swoją drogą słaba z ciebie aktorka, Melindo. Chociaż starałaś się ukryć swoją wściekłość kiedy pindrzyłam się do Reida, to i tak widziałam, że chciałaś mnie zabić wzrokiem.
Jej cyniczny śmiech roznosi się głuchym echem po całym pomieszczeniu.
- Wiedziałaś? – jedynie tyle jestem w stanie z siebie wydusić
- Oczywiście, że wiedziałam i to nie tylko o tobie, ale o poprzednich również. Tyle ich było, że nawet nie próbowałam zapamiętać wszystkich imion, ale ty jesteś wyjątkowa. Żadna z twoich poprzedniczek nigdy nie odważyła się przyjść do naszego mieszkania.
- O czym ty mówisz, przecież Reid...
- Obiecywał, ze jesteś jedyną kobietą w jego życiu, że cię kocha, że odejdzie ode mnie tylko po to żebyście mogli być razem?
Jej pewność siebie peszy mnie. Nie mogąc wykrztusić z siebie nawet najmniejszego słowa delikatnie kiwam głową.
- Głupie, naiwne dziecko z ciebie. – wzdychając głośno kobieta uśmiecha się ironicznie pod nosem – Mówił to każdej z was a potem i tak wracał do mnie. Jak jakiś kundel z podkulonym ogonkiem kajał się przede mną.
- Kłamiesz. – syczę przez zęby – Łżesz.
- Przejrzyj na oczy Melinda. On lubił się z wami pierdolić, a potem i tak wracał do mnie i zawsze będzie to robił. Nie jesteś wyjątkowa, kochanie. Jesteś tylko jedną z wielu.
Sama nie wiem w którym momencie nóż ląduje w moich dłoniach. Mocniej zaciskając palce na rękojeści spoglądam na nią przepełnionym  wściekłości wzrokiem… a jej śmiech dociera do każdego zakamarka mojego umysłu… przerażający, pusty chichot działa na mnie jak czerwona płachta na byka.
- Odłóż to dziecko bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz.
Mocno zagryzając wargi unoszę rękę… wymierzając kilka ciosów na oślep. Drwiący śmiech szybko zamienia w przeraźliwy krzyk, a następnie ucicha. Ciało blondynki osuwa się na zimne kafelki, pozostawiając za sobą krwawy ślad. Dopiero teraz spoglądam na swoje dłonie… czerwone od krwi… jej krwi.
- Co się tu dzieję?! – głośny krzyk William sprawia, że momentalnie się prostuję – Melinda, co ty tu… - widząc swoją narzeczoną lezącą w kałuży krwi momentalnie blednie – Amy, kochanie?!
Dosłownie w ułamku sekundy znajduje się tuż przy niej. Klękając drżącymi dłońmi ujmuję jej wątłą postać w swoje silne dłonie.
- Kochanie?! – tuląc ją do siebie kołysze delikatnie w ramionach – Amy, skarbie. Wytrzymaj to.
Jedną dłonią sięga do kieszeni swojego płaszcza wygrzebując z niej telefon.
- William. – robię krok w przód chcąc powiedzieć ukochanemu, ze wreszcie możemy być razem, jednak on piorunuje mnie morderczym wzrokiem
- Coś ty najlepszego zrobiła, pieprzona wariatko?! 
- William, kochanie przecież tego chciałeś, chciałeś żebyśmy mogli być razem, żeby ona nam nie przeszkadzała – na miękkich nogach podchodzę jeszcze bliżej – W końcu możemy być razem.
- Powinnaś się leczyć, jesteś chora! – krzyczy w moim kierunku, mocniej przyciskając telefon do ucha – Pogotowie? Potrzebuję pomocy, jak najszybciej…
Wymierzam cios… tylko jeden raz… nie chybiam…



***

Witam. Mam wrażenie, że zwaliłam całe to opowiadanie. Chociaż właśnie tak miał przebiegać ostatni odcinek, to mam dziwne przeczucie, że mogłam dać z siebie więcej. No, ale cóż. Najważniejsze, że już długo Was nie pomęczę. Niebawem tutaj pojawi się ostatni odcinek, a zakończeniem na Lost To You zakończę swoją „samodzielną”  karierę bloggerki.

Jeśli ktoś chciałaby podyskutować, zapraszam na TWITTERA, jak widać również i ja się dałam wciągnąć w te wszystkie tweety itd. Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia niebawem, już po raz ostatni tutaj.

10 komentarzy:

  1. Tak właściwie,to jestem w szoku... Wszystkiego się spodziewałam,ale nie tego! Miłość ją tak na prawdę zniszczyła, zdeptała całą swoją godność. Ciężko mi to pisać,ale Amerykanin sam sobie na to zasłużył, i dobrze, że to on jest tutaj postacią główną,bo łatwiej będzie mi to przeżyć. A może to tylko zły sen... ?
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O________________________________o tego to ja się nie spodziewałam. Melinda ZABIŁA Amy i dzidzię?? z jednej strony mi jej szkoda, bo dała się wciągnąć w chore gierki Reida, ale z drugiej...zabiła niewinną Amy. teraz to już na pewno nie będzie z Willem :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaniemówiłam. Autentycznie. A doprowadzić mnie do takiego stanu nikt nie potrafi... I nawet teraz, tak szczerze, nie wiem co mam napisać. Melinda w akcie desperacji rzuciła się na Amy, a po przyjściu Williama jak sądzę również i na siebie... Nie chcę oczyszczać jej z zarzutów, ale została sprowokowana przez tą nieszczęsną narzeczoną, to raz. Dwa - pojawił się William, który jak się okazało wcale Mel nie kochał. Trzy - dziewczyna ma jednak sumienie. Bo przeraziło ją to, co zrobiła. To nie jest choroba psychiczna, to po prostu zranienie, i to wyjątkowo mocne i perfidne.
    Ściskam serdecznie, Anna.
    /Bądź/

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba podświadomie czekałam na coś takiego. Nie przewidywałam tutaj szczęśliwego zakończenia i o tym możemy zapomnieć. Nie spodziewałam się tylko, że Amy może o wszystkim wiedzieć i z takim spokojem przyjmować go z powrotem. Kolejny chory związek, który zniszczył całą trójkę. Melinda była szaleńczo zakochana, młoda i ślepo zapatrzona w niego. Wydawało jej się, że kiedyś będą razem szczęśliwi tylko, że on powoli prowadził ją do upadku. Wykorzystał, a kiedy przestała być potrzebna nie zawahał się przed odstawieniem jej na boczny tor. Kto by się spodziewał, że jej psychika jest aż tak zniszczona i nagle cały świat Mel został ograniczony tylko do niego. Może gdyby urodziła dziecko to wszystko potoczyłoby się inaczej, ale tak. Pewnie można by było się użalać nad Amy bo przecież niby niczemu nie zawiniła, chociaż ja bym tak nie powiedziała. Zmierzyła się z kochanką swojego narzeczonego, będąc niby na wygranej pozycji i grając z Melindą w otwarte karty coraz bardziej prowokowała naszą bohaterkę. Można było nazwać ją dzieckiem, ale pewnie gdyby tylko wiedziała co dzieje się w jej umyśle nie pozwoliłaby jej na takie zachowanie. Zakończyło się tragedią i chyba to jest paradoksalnie najlepsze rozwiązanie. Chociaż ja przez to swoje spaczenie może jeszcze bardziej bym to rozpisała, wiesz krew tryskająca po ścianach i tak dalej, ale to tylko ja i moja chora wyobraźnia, która w takich momentach działa na podwyższonych obrotach. Ciekawa jestem co teraz będzie z Mel.
    Nie muszę chyba dodawać, że bardzo ale to bardzo mi szkoda, że to już się kończy i dla mnie to opowiadanie mogłoby mieć nawet 50 odcinków.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Tym rozdziałem powaliłaś mnie na ziemię, cały jego obrót mnie zaskoczył. Nie spodziewałam sie tego ze Amy wiedziała o tym jaki naprawdę jest William, a jednak, sama już nie wiem co co ona z nim w ogóle była jak doskonale wiedziała jaki jest. Cóż miłość jest ślepa i niestety dość często głupia. Sama Melinda i jej zachowanie również bardzo mocno mnie zaskoczyło, byłam okropnie zdziwiona tym co zrobiła, że była w stanie zadać Amy przemoc fizyczną a jak pokazują końcowe zdania nie tylko jej. Pozostaje tylko pytanie kto dostał ostatni cios zadała go sobie sama czy wymierzyła go w siatkarza?

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem w szoku. Nie myślałam, że Melinda posunie się do czegoś takiego. Nie wydaje mi się aby Melinda zadała te ciosy noże świadomie. A to że Amy wiedziała o zdradach Williama mnie zaskoczyło. I na prawdę musiała go kochać skoro za każdym razem mu wybaczała. No cóż miłość na prawdę bywa ślepa. I za równo Melinda jak i Amy nie powinny się w nim zakochiwać, ale niestety serce nie sługa. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, niestety ostatni.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde nie wiem co napisać. Naprawdę jestem w totalnym szoku... Nie spodziewałam się czegoś takiego. Nawet przez głowę mi nie przeszło, że Mel jest zdolna do czegoś takiego. Nadal nie mogę w to uwierzyć...
    pozdrawiam;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Chora miłość doprowadziła do tragedii! Poza tym mówią, że co wysyłasz w swiat to do ciebie wraca i Will się o tym przekonał. Robił złe rzeczy i to się zemściło!

    OdpowiedzUsuń
  9. Przez ciebie śniło mi się, że strzelałam do ludzi :D Tak, po tej masakrze tutaj, jestem pewna :D
    Boję się ciebie, serio! Oto do czego może doprowadzić kobietę miłość, stan poaborcyjny. Nie wytrzymała tego psychicznie najzwyczajniej. Nie panowała nad sobą.
    Jak widać Amy nie była głupia. Dziwi mnie tylko, że ciągle jest z Williamem. Taki związek nie ma nic z prawdziwych uczuć...
    To co tam przygotowałaś na epilog? ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wierzę w to co przeczytałam.. Nie spodziewałam się,że Melinda może się posunąc do czegoś tak strasznego ale jak widac miłośc jest ślepa i ogłupiająca, i jak widac moze doprowadzic do nieszczęścia...

    OdpowiedzUsuń